IP w start-upie, czyli czy VC faktycznie obchodzi własność intelektualna

Ex-founder był w spółce CTO. Pracował na fakturę. Brakowało czasu na dokumenty, więc repozytorium kodu było, ale formalnego śladu przeniesienia jego własności na start-up brak. Jakiś czas później zjawia się zainteresowany fundusz, po szeregu ciekawych rozmów i określeniu warunków brzegowych zrobił due dilligence i powyższy problem się ujawnił. Były wspólnik miał nieracjonalne oczekiwania, nie udało się dogadać – fundusz podziękował. Jedna historii dotycząca IP w spółce, a takich jest wiele…

Punktem wyjścia do myślenia o własności intelektualnej powinno być tzw. defensible IP, czyli taka wartość, która jest po prostu trudna do odtworzenia. Dlaczego jest to istotne? Większość start-upów zmaga się na początku z problemem ograniczonych środków – lewaruje się zewnętrznym kapitałem, boostrapuje, szuka finansowania dłużnego – rzadko kiedy są one w nadmiarze. Pewne procesy zatem idą wolniej – kod tworzy się własnym tempem, bo programiści są drodzy, budżety marketingowe są wydawane w taki sposób, że każda złotówka, euro czy dolar – oglądane są z każdej strony. Jeśli zatem pomysł jest trafiony i są pierwsze oznaki product market fit, to dlaczego korporacja z niemal nieograniczonymi środkami nie miałaby pomnożyć takiego budżetu 10-krotnie, stworzyć zespołu składającego się ze świetnych ekspertów i zrobić tego samo w dosłownie ułamek czasu, który musiał na to samo poświęcić start-up? Praktyka pokazuje, że to podejście często kończy się fiaskiem i na koniec dnia młoda spółka dostaje ofertę kupna za horrendalne kwoty. Tutaj właśnie jawi się owa niepowtarzalna własność intelektualna. O sukcesie spółki często decydują imponderabilia, rzeczy małe, trudne do uchwycenia, ale piekielnie istotne. Odpowiedni czas, jakość, sposób komunikacji, doświadczenia klienta, model działania, kwestia opłat, a nierzadko suma powyższego i wielu innych aspektów. Najczęściej dotyczy to właśnie technologii, jednak IP może też dotyczyć wielu innych obszarów.

Defensywne IP w kodzie, czyli?

Przykładów może być tutaj co nie miara, natomiast jednym z moich ulubionych jest Spotify. Zdecydowana większość osób upatruje ich sukces w zmianie paradygmatu podejścia do muzyki. Tak rozumiany streaming zakończył popularną erę MP3 (pozdrowienia dla wszystkich użytkowników Winamp i Foobar2000) i stał się krokiem milowym do tego, co znamy obecnie. Oczywiście były to ogromne batalie początkowo z wykonawcami, a później z wytwórniami, które rękoma i nogami broniły się przed tym modelem, widząc w nim, wyłącznie straty. Więc unikalny jest tu model biznesowy, unikalny jest customer experience, ale tym, co umożliwiło dojście do tego punktu była rewolucja technologiczna. Otóż, czy ktoś z czytelników zauważył, że utwory na Spotify nie zacinają się nawet przy niskiej jakości połączeniu? Wcześniejsze platformy traciły właśnie na tym, doświadczenie słuchania zacinającego się utworu to istny dramat. Natomiast genialny programista wraz ze swoim zespołem opracował na tą potrzebę unikalny system buforowania utworów, co stało się podwaliną późniejszych sukcesów. To jest definicja defensible IP, którego w praktyce często nie widać. W modelu typu marketplace dla nieruchomości może być to wewnętrzny algorytm do promowania poszczególnych ofert, w sklepie dynamiczny system do zarządzania cenami, w apce z dowozem jedzenia własna wersja algorytmu komiwojażera, który zapewni odpowiednią trasę, więc jedzenie zawsze będzie ciepłe. Tego właśnie szukają fundusze VC, ponieważ masę krytyczną użytkowników czasem można po prostu kupić, nakłady na marketing mogą być gigantyczne, jednak inżynieria wsteczna często nie pozwala odtworzyć danego algorytmu, a to właśnie on, choć często nie jest widoczny, przyczynia się w głównej mierze do sukcesu.

Jak chronić własność intelektualną?

Tutaj zacznę krótką anegdotą. W jednej ze spółek, którą współtworzyłem lata temu, zdecydowaliśmy się postawić mocno na ochronę patentową. Zakres działalności umożliwiał nam to, więc masowo zaczęliśmy tworzyć PPA (provisional patent applications) w Stanach Zjednoczonych. Siedzieliśmy po nocach, kreując kolejne opisy, by zabezpieczyć się przed kradzieżą własności intelektualnej. Następnie zadowoleni udaliśmy się do naszego azjatyckiego partnera, by złożyć zamówienie na pierwszą partię rozwiązań wg naszego projektu. Zdecydowaliśmy się nie dzielić zamówień na poszczególne fabryki, tylko zrobić całość w jednej. Gdy otrzymaliśmy już produkty i zaczęliśmy dystrybucję, okazało się, że są one też dostępne na jednej z platform pod innym brandem za wielokrotnie niższą cenę. Nietrudno było się domyślić skąd pochodziły, jednak ani umowa ani możliwości nie pozwoliły nam dochodzić swoich praw i walczyć z nieuczciwą konkurencją. Co więcej eksperci w tym obszarze powiedzieli, że możemy spróbować, ale życzą nam powodzenia. W niektórych sektorach trzeba się bardzo nagimnastykować, żeby chronić IP, ale czasem się po prostu nie da.

Co do zasady ważne jest z to, żeby mieć tego świadomość i zwracać na to uwagę od samego początku. Miałem już szereg spółek, w których okazywało się, że to były wspólnik pracujący na fakturę stworzył kluczowy fragment kodu, nic nie zostało przeniesione na start-up, a następnie trudno było bez narażania się na pozew funkcjonować we wcześniejszym kształcie. Od samego początku trzeba zadbać o to, by każda z osób zaangażowanych w spółkę przenosiła na nią wytwarzane IP. W przypadku umowy o pracę w Polsce jest to automatyzm, ale ze względu na kwestie podatkowe zdecydowanie częstsze są rozliczenia B2B, dzieła itd. Co ważne – o to samo należy zadbać w stosunku do founderów, którzy najczęściej rozliczają się w oparciu o uchwałę powołania do zarządu. W praktyce wystarczy – zlecić prawnikowi stworzenie zapisów dot. autorskich praw majątkowych, które będą aplikowane w każdej z umów bez wyjątku. Stworzyć należy też klarowne repozytorium nie tylko w odniesieniu do kodu, ale również pozostałych form IP. Na późniejszym etapie można myśleć o ochronie patentowej, choć z mojej perspektywy warto na początku działalności zlecić komuś skan rejestrów, by nie okazało się, że nieświadomie naruszamy cudze dobra. Uporządkowane IP ma też pewien nieoczywisty benefit – umożliwia wdrażanie różnych ulg z tytułu przenoszenia praw autorskich (np. redukcję kosztów uzyskania przychodów), co ma pozytywny wpływ na wynik finansowy spółki, a jednocześnie dokumentacje daje zabezpieczenie na wypadek kontroli z urzędów. Nie jest to jak widać rocket science, natomiast jeśli na etapie due dilligence z funduszem okazuje się, że jest bałagan w tym zakresie, a byli pracownicy nie dadzą się namówić na polubowne zaadresowanie problemu – może to wywrócić całą inwestycję.

Photo by Markus Winkler on Unsplash